Od zawsze moje ambicje nie pozwalały mi na pracę „pod kimś”. To nie dlatego, że jestem człowiekiem mającym o sobie zbyt wysokie mniemanie lub takim, który unika pracy za „psie” pieniądze. Nigdy też nie uważałem (no i wciąż nie uważam), że praca, nawet za najmniejsze wynagrodzenie (czy też honorarium), to hańba i brak rozumu. Dlaczego właśnie go? Z prostej przyczyny: ludzie, którzy znają osoby pracujące za najniższą krajową, mają swoich znajomych za kretynów bez perspektyw. Niewielu poświęci choć kilka minut na próbę dostrzeżenia prawdy. Faktem jest, że tacy też istnieją. Możliwe, że nawet znamy ich osobiście. Tyle, że wrzucanie wszystkich do jednego worka, to najgorsza z możliwych dróg. Uogólnianie stało się naszą pasją, hobby, zabawą w pełnym wymiarze godzin. Co jeśli prawda leży gdzie indziej?
Lubię rozmawiać z ludźmi. Nie tylko dlatego, że interesuję się psychologią. Nie ze względu na to, że aspirowałem do dziennikarza z lekkim zabarwieniem socjologicznym (to temat na inny wpis). Po prostu nie wyobrażam sobie wyrabiania o kimś opinii przez to, co usłyszałem od kogoś i przez kogoś. Muszę sam poznać człowieka, by móc ze spokojem ducha go oceniać. Co i tak nie jest dobre, bo nie powinniśmy wytykać innym błędów (bo sami je popełniamy), ale na tym też polega cały problem.
Ludzie chwytają się pracy za małe pieniądze (lub w ogóle ją pomijają), nie tyle dlatego, że chodzi tu o ich rozum czy ambicje. Czasem po prostu są słabymi ludźmi. Co przez to rozumiem? Jak zwykle, tylko i wyłącznie, stronę psychologiczną. Nie każdy przecież jest „supermenem”. Pewność siebie, łatwość w nawiązywaniu kontaktów, czy siła do walki o swoje, to cechy, które opisują niewielu z nas. Bez nich, choćbyśmy ukończyli kilkanaście najlepszych szkół, nauczylibyśmy się perfekcyjnie kilku języków, a nawet zdobyli jakąś znaczącą nagrodę, to pozostaniemy nikim. Dlaczego? W momencie, gdy ktoś będzie chciał nas wykorzystać zawodowo, to mu się to po prostu uda. Bez względu na to, co sobą reprezentujemy.
To jak je zdobyć (te cechy), to zdecydowanie temat na inny wpis. Ja postaram się wrócić do tematu i tego, dlaczego w ogóle przytoczyłem sprawę pracy za najniższe wynagrodzenie. W końcu lanie wody, to domena wypracowań w szkole średniej, prawda?
Nie należę do osób słabych. Gdyby tak było, „zginąłbym” już dawno temu. Poddałbym się bez walki przy pierwszej, lepszej okazji. Miałem na to wiele okazji. Nic z tego. Choć nie mam na swoim koncie wielu wygranych bitew (próbowałem w swoim życiu już naprawdę wielu rzeczy, które miałyby mi zapewnić moją przyszłość), to wciąż się nie poddałem i walczę. Wojna to przecież nie jest proces krótki, ani też bezstratny. Przez nią jednak stajemy się silniejsi i za wszelką cenę, z biegiem czasu, nawet jeśli nie widzimy w niej sensu, chcemy zwyciężyć. Tak jest i też ze mną. Podejmuję się nowych wyzwań i nie zniechęcam się, gdy któreś okazuje się fiaskiem.
Były już studia, praca, zlecenia, YouTube, Twitch oraz blogi. Nic z nich nie wyniosłem do poziomu zapewniającego mi zarobek oraz/lub spełnienie. Tym razem padło na własną działalność. No, może nie do końca pasuje tu to określenie, gdyż firma nie spocznie na moich barkach, ani to finansowych, ani prawnych, ale będę miał w niej sporo do powiedzenia. W sumie już mam. Wszystko toczy się już od pewnego czasu, przy czym ponieśliśmy kilka porażek, ale plany są „płynne” i próbujemy ugryźć temat od nowej strony. Co z tego wyjdzie, zapewne dowiecie się na dniach (lub tygodniach), więc nie będę się zagłębiał w temat, ale najważniejsza jest tu sama idea. Postanowiłem wziąć się za coś ambitnego i niesamowicie trudnego, ale jest mi z tym dobrze. Czuję, że idę w dobrym kierunku i nie składam broni. Rozpoczynam kolejną bitwę, bogatszy o doświadczenia i z jeszcze większą determinacją. Jeśli poniosę porażkę, to nie poddam się. Podniosę się ponownie i znajdę nowe rozwiązanie. Tak jak zawsze.
Wpis jest o mnie i prezentuje moją postawę, ale jak to jest z Wami? Macie podobnie, czy należycie do grupy osób „nie do końca wierzę w siebie”? Zapraszam do dyskusji.