Jeszcze na początku tego roku byłem grubasem. Może i nie było po mnie tego widać, nie miałem żadnej nadwagi, lecz opasły chłopak, który witał mnie przed lustrem, to było jedno z najkoszmarniejszych doświadczeń w ciągu dnia. Nie chodziło tu tylko o duży, wystający brzuch, lecz również o wyraźnie wypełnione policzki, olbrzymie uda, grube ramiona i naprawdę spore pośladki. Z ubraniami był problem, z nadmierną potliwością zupełnie sobie nie radziłem, a ciało było pozbawione witalności i siły.
Próbowałem podchodzić do diet i ćwiczeń od dobrych dwóch lat. Zawsze kończyło się tak samo – słodycze, lody, czasem paczka czipsów. Jałowe i niesmaczne jedzenie wchodziło mi z trudem, więc szybko wracałem do smażonych mięs, fast-foodów, pieczywa i produktów przepełnionych niezdrowymi tłuszczami oraz cukrem. Ze wszelkich warzyw i owoców, akceptowałem tylko kilka i to bardzo sporadycznie.
Nigdy nie jadłem dużo. Nie tu leżał problem. Po prostu nie dbałem o siebie. Zamiast pełnowartościowych posiłków, podjadłem przekąski, zapijałem je słodkimi napojami, w ogóle nie ograniczałem się w słodyczach i w słodzeniu kaw oraz herbat. Moja aktywność fizyczna ograniczała się do spacerów i to też nie każdego dnia. Większość czasu spędzałem przed komputerem lub telewizorem. Rzadko jadłem też śniadania. Często przez wiele godzin chodziłem głodny.
Silna wola zawsze była moją mocną stroną, lecz ciężko mi było znaleźć motywację, a przygotowywanie posiłków przez rodziców, skutecznie uniemożliwiało stosowanie jakiejkolwiek diety. Nie miałem czasu ani możliwości dbać o to, by wszystko wyglądało zgodnie z „planem”. Szkoła, trochę zdrowotnych problemów, a przede wszystkim uzależnienie od niezdrowego jedzenia.
Często zarywałem nocki przy komputerze. To wiązało się z podjadaniem i to najczęściej słodyczy. Wpadłem w nałóg ich jedzenia tak bardzo, że nie wyobrażałem sobie dnia bez lodów czy batona. Codziennie, wielokrotnie zaglądałem do szafek w poszukiwaniu energetycznych przekąsek. Pamiętam to jak dziś.
Bitwy z własnym ja przegrywałem wielokrotnie. Nadszedł w końcu czas, by powiedzieć „dość, muszę się zmienić!” i postanowiłem podjąć się kolejnej walki. Miała ona miejsce w tegoroczne ferie zimowe.
Zacząłem od najgorszego rozwiązania. Chciałem szybko i dużo, więc wybrałem dietę Dukana. Zawsze lubiłem nabiał i przestrzeganie rygorystycznej diety popularnego (wątpliwego) doktora, nie stanowiło dla mnie wyzwania. Trzymałem się na niej rewelacyjnie przez dwa tygodnie. Później nadszedł czas powrotu do szkoły, lecz ja już tego nie uczyniłem. Dopadła mnie angina. Ból był na tyle silny, że uniemożliwiał mi spożywanie posiłków, a problem występował nawet z napojami. Niestety odbiło się to bardzo na mojej wadze i zdrowiu. Przejście z nabiału na przymusowa głodówkę, wyrządziło wiele szkód. Powrót do normalnego funkcjonowania był bardzo trudny. Nie mogłem kontynuować diety i musiałem wrócić do „starego” jedzenia. Na szczęście nie złamałem się do końca i wciąż unikałem wielu „grzeszków”. Zdecydowanie ograniczyłem słodycze, przestałem używać cukru i soli, zamieniłem słodzone napoje na wodę mineralną.
Małe przewinienia i odstępstwa wciąż miały miejsce. Przez to bardzo wahałem się się z wagą i efekty wizualny były znikome lub tylko czasowe. Postanowiłem, że je także wyeliminuję, a nawet przejdę na wyłącznie zdrowe jedzenie, ale po maturze i egzaminach zawodowych.
W końcu zawalczyłem o siebie
Od czerwca przerzuciłem się całkowicie na zdrowe jedzenie. Pozbyłem się między innymi słodyczy, standardowego pieczywa, a także mąki pszennej. Wprowadziłem do diety owoce oraz warzywa, gotowane i pieczone mięso (chude). Fast-foody zniknęły z jadłospisu. Nie ruszyłem już więcej typowych płatków śniadaniowych oraz gotowych dań. Standardowy olej zastąpiłem kokosowym i tym z pestek winogron. Rzadko je stosuję, ale czasem po prostu potrzeba.
Postanowiłem przyspieszyć swój metabolizm małymi krokami. Zacząłem stosować ostre przyprawy (w tym pieprz kajeński) oraz powrócić do zielonej herbaty. Czasem i wypiję coś z cykorią.
Typowe, rodzinne jedzenie poszło w odstawkę. Na szczęście potrafię i uwielbiam gotować, więc zastąpienie w tej roli mojej mamy, to nie było coś wymagającego.
Sama dieta nie wystarczy
Wiedziałem to od początku i w końcu w lipcu postanowiłem zabrać się także za aktywność fizyczną. Domowe ćwiczenia weszły mi w nawyk, a od niedawna także kilka dyscyplin sportowych. Od kilku dni wracam też do biegania i nie zamierzam z tego zrezygnować (choć osiągi są na razie średnie).
Nigdy nie lubiłem wysiłku i chyba wciąż nie darzę go miłością, ale jestem systematyczny i wystarczająco dobrze zmotywowany, by nie stanowiło to przeszkody. Nie odpuszczam sobie i walczę dalej!
Efekty
Z olbrzymimi przerwami i zaniedbaniami, od początku tego roku schudłem ponad 20 kg. Czuję się lekki i znacznie młodszy niż byłem. Inni też to zauważają.
Nie jestem jeszcze nawet na półmetku mojej drogi, gdyż pozostał mi brzuch i nogi, ale walczę i nie poddam się aż do osiągnięcia celu. Przy tym dbam o zdrowie, więc upiekę przy tym dwie pieczenie na jednym ogniu.
Czy zupełnie porzuciłem moje grzeszki? Nie i tak. Zdarza się, że sięgnę po coś mniej zdrowego. Najczęściej są to słodycze. Nigdy jednak nie są to gotowe produkty. Staram się też zastępować wiele tradycyjnych składników zdrowszymi odpowiednikami. Nie zobaczycie u mnie mąki pszennej, cukru czy tłustych twarogów oraz jogurtów. Często przemycam w gotowaniu i pieczeniu spore ilości błonnika oraz suszonych owoców. Makaron zastąpiłem pełnoziarnistym, a ryż brązowym lub basmati. To tylko kilka przykładów, ale zapewniam, że jest tego znacznie więcej.
Rada na koniec – warto zabrać się za siebie nim jeszcze sytuacja nie jest tragiczna. Aktywność fizyczna może być zabawą, a rezygnacja z niezdrowego jedzenia, to wcale nie skazywanie się na potrawy jałowe i niesmaczne. Warto o tym pamiętać, gdy postanowimy zawalczyć o swoją wagę, sylwetkę i zdrowie.
Wpis wędruje do Was z samego rana, a ja w tym czasie biegam sobie po okolicy. Pozdrowienia dla walczących ze mną!