Ten wpis wyszedł totalnie przypadkiem. Nigdy nie planowałem czegoś takiego tworzyć. To nie w moim stylu, to raz. Zawsze miałem złą opinię o tego typu treści, to dwa. Niestety każdy ma swój limit i mój został osiągnięty. To będzie prosta historia o tym jak przez kilka miesięcy można kogoś oszukiwać i spoliczkować go najmocniej wtedy, gdy zaplanuje się już wszystko. To smutna opowiastka o relacji dwójki ludzi, zniszczonym wyjeździe na Woodstock i dziurze gdzieś tam głęboko w głowie, której zapełnienie potrwa naprawdę długo. Jesteście gotowi? To zaczynamy.
Nigdy nie byłem szczególnie wiernym skurczybykiem. Nie oznacza to oczywiście, że zdradzałem kiedy i kogo popadnie. Nic z tych rzeczy. Zdarzyło mi się to dwa razy, za każdy pluję sobie w brodę, no i żaden nie wyszedł z zamierzenia. Nikt nigdy oczywiście nie określił warunków idealnych na takie zajście, ale uważam, że zdrada na „rozstaju dróg”, to po prostu wybranie nowej ścieżki. Nigdy nie bawiłem się w jednorazowe przygody po takich zdarzeniach. Z nieszczęścia rodziło się ogromne szczęście, bo nowa relacja. Wiecie co jest w tym najgorsze? Karma wracała. Oba te związki to już przeszłość i każdy pozostawi po sobie ogromnego kaca. Trwać będzie długo i boleśnie, ale może czasem trzeba oberwać by się ocknąć? Nie mówię nie. Jestem na to przygotowany za każdym razem i przyjmuję na klatę co los przynosi. Niestety nie jest to miecz obusieczny. Druga strona jest czysta. Wolna od problemów. Uwalnia się i zapomina. Żyje po staremu. Doprowadziła do katastrofy na początku i na końcu. To prawie jak zawał. Już nigdy nie wróci się do pełni sił. Zawsze trzeba będzie uważać i kierować się ostrożnością.
Dlaczego by tego nie zmienić?
Związek dwóch ludzi, którzy wyglądali na szczęśliwych. Wspólne wyjścia, częściowo zamieszkanie, w miarę dobry kontakt z rodzicami. Jedna osoba poświęcała wszystko co miała. Dawała tyle ile mogła w morzu problemów. Praca, samodzielność, pieniądze, choroba. To ciężar często zbyt wielki na jedne plecy. Niestety druga strona tego nigdy nie rozumiała. Zawsze były pretensje, ale, nigdy nie było idealnie, w schemat. Zaślepienie własnym charakterem. Próba udowodnienia przed samym sobą, że robi się wszystko dobrze. Znam to z autopsji, bo przecież też taki byłem. Nigdy się nie myliłem, moje czyny były krystaliczne. Ręce czyste, myśli niezachwiane. Pieniądze rodziców, dach nad głową, szkoła. To przecież było tak dużo, ale i tak niewiele z perspektywy czasu. Oczywiście problem zawsze był po stronie tej drugiej osoby. Toż to przecież ona wszystkiemu winna! Pomagam jej, ułatwiam jej życie, JESTEM, przyjeżdżam, ISTNIEJĘ, daję jej wszystko co mam, a tej wciąż za mało! Żyłem w błędzie i ta osoba, o której dzisiaj ten wpis, też jest.
Zaczęło się niewinnie. Głupi wyjazd w ferie. Żarcik przerodzony w rzeczywistość. Sześć dni spędzonych na łamaniu serc, poznawaniu się i tworzenia czegoś, co po kilku miesiącach stało się szybko rozrastającym się rakiem, który choć w końcu odpuścił sam, to pozostawił po sobie prawdziwe spustoszenie.
Przelanych łez i kłótni nie da się zliczyć. Przewrócenie swojego życia do góry nogami, ciągłe afery, kłótnie. Choć serce było wypełnione uczuciem i robiło się wszystko co mogło by było to widać, drugiej osobie wciąż to nie wystarczyło. „Nie kochasz”, „nie szanujesz”, „mieszasz mnie z błotem”, „nie starasz się”, „nie poświęcasz się”. Dziwka emocjonalna. Tak to bym streścił.
Dzieliło ich kilka lat. Praca i szkoła, dwa różne światy. W tej płaszczyźnie też zero zrozumienia. Uczenie się to lekcja życia. To nic w porównaniu z etatem, za którego jeszcze dostaje się pieniądze. Dzieliły ich województwa. Jedna strona posiadała własne mieszkanie, druga pomieszkiwała u rodziców. Wrocław miał do kogo jeździć na dłużej, Katowice na kilka godzin. Zrozumienie? Skądże. Przyjeżdżanie na pięć godzin za kilkanaście złotych i siedząc w autobusie prawie kolejnych pięć? Toż to nic. Tyle można zrobić dla drugiej osoby bez pretensji, bez żalu, że nie można zostać na dłużej. Przedstawienie rodzicom w dobrym świetle? Próba polepszenia sytuacji? A skądże! Niepotrzebne. Masz mieszkanie, możesz mnie przyjmować, nie musimy jeździć do mnie. Nie poznaj mojej rodziny, mojego miasta, moich znajomych i mojego codziennego życia.
Udało się to częściowo zmienić. Sukces.
Znajomi? Jacy znajomi? Masz mieć czas tylko dla mnie, bo jest we mnie zazdrość, a gdy ja nie mam go dla Ciebie, to będę istnieć dla innych. Słucham co? Źle na mnie wpływają? Ograniczasz mnie. Wybierasz mi towarzystwo. Przez Ciebie nikogo nie mam. Czuję się z tym źle, dlatego się kłócę i tworzę problemy.
Tu zmian nie wprowadzono do końca relacji.
Pieniądze? Wydaje na nas całe kieszonkowe! Nie mam za co kupić fastfooda, kawy w Starbucks, góry słodyczy, płyt, gier i sushi! Mam prawo o tym mówić głośno i Ci to uświadamiać! Narzekasz, że wydajesz na mnie większość swojej wypłaty i nic dla siebie nie kupujesz? Nie masz prawa! Ranisz. Nie wydawaj na mnie więcej! Mogę nie przyjeżdżać, nie jeść, nie pić, spać na dworcu.
Tu zmian też nie dokonano.
Spędzam u Ciebie cały swój czas i mam prawo pisać ze znajomymi, pograć sobie w gry, spędzić czas na YT. Wymagasz ode mnie wykonania prac domowych? Jak możesz mnie tak ranić! Ty sobie siedzisz kilka godzin w pracy przy komputerze, a ja mam zajmować się domem? Kto w ogóle daje Ci takie pomysły? Ty też możesz się tym zajmować. Odpoczywasz po pracy? Nie pomagasz mi jak już mnie zmusiłeś? Potwór! Bestia!
Nie zaskoczę Was. Do końca tak samo.
Nie chcę mieć z Tobą już nic wspólnego, bo nie przeszedłeś ze mną na światłach. Jesteś okropny, zrywamy. Czekasz na mnie? Przecież ja jadę na umówionego fryzjera! Jesteś w obcym mieście i zostałeś sam? Co z tego? Że zdarzało mi się pakować i uciekać? Tyle razy? Opowiadasz jakieś bzdury. Zrywałeś z powodu marnotrawienia pieniędzy lub ucieczek, a ja zawsze w bardzo krytycznych sytuacjach! Było przejście dla pieszych, nie? Brak wspólnych decyzji żywnościowych podczas marudzenia też ważne! Obraziłeś mnie, rozchodzimy się! Na zawsze! Zawalcz, biegnij, jak ja zawsze! Co? Jakie ucieczki? Nie było żadnych ucieczek, zawsze staranie się!
W obu przypadkach to ja byłem zły i to ja nigdy nie wyciągnąłem ręki.
Nie masz do mnie uczuć, nie pokazujesz mi ich, ciągle chodzisz bez humoru, nie kochasz mnie i nie jesteś ze mną szczęśliwy. Proszę co? Dużo spraw na głowie? Też mam i pokazuję Ci wszystko co mam w sercu! Robię to co Ty? Skądże. Nieprawda. Fikcja. Obłuda w czystej postaci! Ty jesteś najgorszy.
To ponoć przyczyniło się do zerwania relacji.
Planujemy wspólny wyjazd do moich rodziców. Pieniądze nie grają roli. Dołożę Ci się do Woodstocka, zrobimy zakupy i pojedziemy bezpośrednio ode mnie. Będzie super. Wspólny czas razem pod namiotem, z Twoimi znajomymi, w nowym dla mnie otoczeniu i sytuacji. Kupiłeś mi upragnione książki, a na dodatek wydałeś fortunę na nasze bilety i bibeloty potrzebne na pobyt. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Jutro ostatni dzień w pracy i w następnym wyruszamy. RAZEM.
Półtorej godziny przed zakończeniem pracy w dniu 28.07.2017, 1.5h do urlopu zaplanowanego specjalnie dla nas…
Mam Ci coś ważnego do powiedzenia. Nie, powiem Ci jak wrócisz. No dobra. Chcę to zakończyć. Nie daję Ci czego chcesz, nie czujesz się przy mnie szczęśliwy. Nie wmawiaj mi, że jest inaczej. Ja swoje wiem, widzę, Twoja głowa i serce są dla mnie jak otwarta księga. Kazałeś mi się pakować, wynosić. Emocje i szok? Niedorzeczne. To było paskudne! Pogadać? Jakie pogadać?
Wychodzę.
Mam wracać? Chcesz mi pokazać uczucia i szczęście? Nie, nie mam na to siły. Nie mogę przecież zmarnować pieniędzy od rodziców, to całe kilkanaście złotych! Czeka już bus. Wsiadam i się żegnam. Nie potrafisz walczyć. Moja mama Cię nie lubi i uważa, że nie powinieneś jej mieszać w nasze sprawy. Chcesz jutro przyjechać i błagać jak błagałeś przed ostatnie dwie godziny, ale przez INTERNET, więc się nie liczyło? Przyjedź, pokaż. Zabierz ze sobą rzeczy na Woodstock. Co proszę? Będziesz spał na dworcu do wyjazdu na festiwal? Przecież wszystko jest super i będziemy u mnie. Masz targać cały balast, który mieliśmy wziąć razem? Co za problem? Ja zawsze muszę do Ciebie targać super wielką walizkę! Wiesz jakie to trudne? Nie wyobrażasz sobie. Mieliśmy jechać razem? Co z tego. Wydałeś kasę na dwie osoby? Co z tego. Książki zostały u Ciebie? Co z tego. Oddaj mi kasę za moją część biletów.
Tak było do dnia dzisiejszego.
Walkę zakończyłem. Nie miałem już siły. Nie mogłem się więcej starać i pokazywać, że jednak jestem (pomimo sporów) bardzo szczęśliwy. Nigdy ponoć nie rozwiązywałem problemów, nigdy nie wyciągałem ręki, nie byłem tym, który coś robił. Zawsze bierny. Najgorszy z możliwych. Choć zostałem porzucony, moje pieniądze zmarnowane, a serce złamane w pół, nie dostałem szansy, którą drugiej stronie dawałem nie jeden raz. Na końcu się okazało, że jednak miałem drogę powrotną. Pokręconą jak nigdy, ale furtka była. Skorzystałem? Nie. Tego już było po prostu za dużo.
Za wpis już otrzymałem groźby ze strony matki tej osoby, bo oczywiście zostało to wszystko rozbuchane i przekazane. No i ja miałem czuć się lubiany? Nie byłem serdecznym gościem, lecz wrzodem na tyłku.
Dalej są we mnie uczucia i chęć bycia razem. Jestem może głupi i zaślepiony, ale serce nie wybiera. Niestety dramat tej sytuacji z godziny na godzinę jest coraz większy.