Jeszcze z dwa lata temu, a może i nieco mniej, nawet bym nie pomyślał o takim wpisie. W końcu siedziałem nad grami długie godziny i często zarywałem dla nich noce. Oczywiście nie nazwałbym tego uzależnieniem, bo gdy chciałem sobie zrobić przerwę lub po prostu nie miałem dostępu do sprzętu, nie grałem. Nie zmienia to faktu, że marnowałem ogrom swojej wolności na bezwartościowe gapienie się w monitor. Dziś, choć nie zmieniłem się za bardzo, nie poświęcam na granie nawet kilku godzin tygodniowo. Co więc przyczyniło się do tak diametralnej zmiany i czy być może jest to tylko okres przejściowy?
Próbując zebrać wszystkie za i przeciw w całość, udało mi się znaleźć kilka znaczących argumentów, które mogłyby wyjaśnić obecny stan rzezy. W końcu tak nagłe zmiany nie rodzą się z niczego. Pomijając jakieś losowe wydarzenia. U mnie takie nie zaszły.
Ja już gdzieś to widziałem. Mówię to sobie coraz częściej. Nowe tytuły, często kontynuacje już znanych mi historii, choć nowsze, ładniejsze i bardziej zaawansowane pod względem technicznym, nie potrafią mnie już zaskakiwać. Dzisiaj ciężko znaleźć coś oryginalnego. To podobnie jak z filmami, a zupełnie inaczej niż z serialami. Te ostatnie wciągają mnie jak ruchome piaski, a gry przy tym jedynie szturchają w ramię. Zerkając na listę nadchodzących premier, przy żadnej z pozycji nie pojawiają się u mnie wypieki na twarzy. Nie inaczej jest z tytułami, które już goszczą na sklepowych półkach. Choć na niektóre czekałem odliczając każdy dzień, po zagraniu w nie, po prostu o nich zapominam. Żadnego tytułu nie kończę, a gdy chcę do niego powrócić, coś mnie zatrzymuje i odkładam to na później.
Buble nad bublami. Pamiętam jeszcze czasy, w których gry wychodziły ukończone, w całości, z nielicznymi błędami, które szybko po premierze były łatane. Dziś taka sytuacja jest rzadkością. Dostajemy półprodukty, do których musimy dokupować dodatkową zawartość, z licznymi bugami, ułatwieniami, a często i jesteśmy świadkami manipulacji, w której stajemy się ofiarami. O czym mówię? O niedokończonych tytułach. Producenci próbują nam wmówić, że chcą grę wydać w oparciu o nasze opinie i potrzeby, ale najczęściej zaczyna się to i kończy na zwykłych obietnicach bez pokrycia. Chęć zarobienia pełnych pieniędzy na kastracie. Świat zszedł na psy.
Nie wydam więcej takiej sumy. Gry stały się za drogie. Choć wciąż mnie na nie stać i mógłbym sobie na to pozwolić, nie zamierzam pakować takich pieniędzy w tytuły zaraz po premierze. Jeśli miałbym do tego doliczyć przepustkę sezonową i dodatki jej nieobejmującej, to po prostu byłbym głupi. Za podobne pieniądze, kiedyś, zapełniłbym sobie półkę. Nie będę popełniał takich błędów, szczególnie uwzględniając powyższe zarzuty.
Mam po prostu ciekawsze zajęcia. Kiedyś myślałem, że z gier po prostu się wyrasta. To nieprawda, bo wielu starszych ode mnie, wciąż siedzi w tym biznesie i nie zamierza zrezygnować przez rosnącą liczbę w dowodzie. To nie tu leży przyczyna. Uświadomiłem sobie, że warto poświęcać czas na inne pasje oraz rozrywki, bo sprawiają mi one nie mniejszą radość i przyjemności. W końcu dzięki jednej z nich, przede wszystkim, tworzę tego bloga. Moja regularność zadziwia każdego. Jestem bardzo zadowolony z takiego obrotu wydarzeń, więc tym bardziej dziękuję za to, że mogłem zamienić gry na coś lepszego.
A jak to jest z Wami? Czy wśród czytelników odnajdę zapalonych graczy?
Do następnego!